Zaczęło się od tego że kury w
kurniki podniosły raban,
krzyczały tak długo dopóki jednej z
nich głowa nie spadła.
A potem polała się woda,
i wysoki ciemnoskóry mężczyzna
drucianą szczotką zaczął szorować podłogę w swojej malej
kawiarni „Zerda” .
Śpiewał przy tym w wniebogłosy!
O 9.25 przyjechał chleb, trochę
później niż w Tissint,
otwarł się sklepik pt. 101
drobiazgów.
Grubaśny człek w turbanie , wyciągnął
wszystko to co miał w nim na zewnątrz a potem usiadł na małym
stołeczku i ….zasnął.
10.00 pijemy drugą herbatę
Z kurnika nie dochodzi już gdaknie
kur, wszystkie padły na pyski.
Teraz słychać lokalne przyśpiewki,
ktoś pomaga wystukując rytm dłońmi
na krześle.
Po naszej prawej rozłożyli się z
matą i warcabami
czas rozpocząć dobrze dzień!
* Tagmout - jest to mała mieścina zamieszkała zarówno przez ludność z konfederacji plemiennej Cheluch jak i ciemnoskórych potomków niewolników .
Tagmout leży na starym szlaku karawan jak i szlaku wypraw Martinitours. 12 maja było to pierwsze miejsce gdzie po nocy na dzikim obozowisku pod drzewem akacjowym, mogliśmy się napić herbaty. :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz