Recent Posts

sobota, 15 lutego 2014

Cztery kolory Maroka i pomiędzy nimi

...czyli wyprawa made by MARTINITOURS - indywidualny program
ilość uczestników: 2 osoby o rozśpiewanych duszach
plus - Martina Martinitours - wykonawca i organizator wyprawy, oprowadzała po kolorowych bezdrożach Maroka
plus - Abdul - mistrz kierownicy, łowca zwierząt i miłośnik piasku :)
Toyota Prado - nasza najzwinniejsza gazela !
czas: LUTY 2014 , 5 noclegów 6 dni plus odpoczynek w Marrakeszu
ps. zainteresowanych programem, ceną proszę o napisanie maila: martyna@martinitours.pl
Dla kogo?
Dla romantyków. Dla kochających przygodę. Dla tych którzy czują zew natury i dają się jej porwać.


Kolor Niebieski 
Zaczęliśmy od tego koloru  - jak mówią Marokańczycy - koloru życia.
Przez dwa dni ( prawie) towarzyszył nam  granatu oceanu, błękitu nieba i biało niebieskie miasteczka nad Atlantykiem. Otaczała nas energia wody i ta niesamowita, tajemnicza aura koloru niebieskiego. 





POMIĘDZY KOLORAMI 
1. Piknik :) 


aż herbata z ziołami ugasiła nasze pragnienie a truskawki na deser / w Maroku w lutym jest sezon/  uraczyły podniebienie.



2. (...) wjeżdżamy w rejony subsaharyjskie, otacza nas barwny tłum tubylców. Kolory otulają kobiety. Wędrują dumne w tych swoich pstrokatych „haik” w te i we wte po ulicach miasta Tata i pięknie wtapiają się w tło różowych ścian domów. Mężczyźni  zasłonięci kapturem swoich "dżelab" lub owinięci turbanem patrzą na tą paradę barw – tak jak i my – popijając herbatę z piołunem w jednej z wielu ulicznych herbaciarni.



3. (...) relaks w hotelu 


KOLOR PUSTYNI 
Uderzała nas w oczy metaliczna poświata hamady.



Spękana, ruda ziemia chrupała pod naszymi stopami ... 



 i żółty kolor piaskowego puchu, świdrujący wszędzie i wirujący wokół otulił nas dokładnie,  kiedy wjechaliśmy na Erg, czyli drugi co do wielkości ciąg wydm w Maroku. 


Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dżinna, rozpętała się burza piaskowa, zasłaniając nam wszystko wokół. Jadać w pyle jak we mgle mijaliśmy różne oznaki życie ( jak ta karawana). Wiatr tańczył w parze z piaskiem szalony taniec ... 



POMIĘDZY KOLORAMI 

- Zobacz! Osiołki tulą się do studni! Dajmy im wody! 




(...) i nagle ... wiatr ucichł ... piach przestał szarpać nasze ubrania i wdzierać się w oczy ... czy to magia natury? Słońce wyjawiło nam żółty kolor pustyni... ten radosny! A drogę przebiegły nam 3 gazele! ( wedle wierzeń zobaczyć gazele to szczęście, dar od Boga! )  Zew przyrody porwał nas i zaprowadził aż do ...



 nomadów. Zajechaliśmy w gościnę. Wlepieni w tło urządzili sobie całkiem sporą "osadę", zbudowaną z namiotów dla ludzi i zwierząt.  Każdy ma tu swoje miejsce i dzieci i dorośli i zwierzęta. 



Chwilę potem, Erg pochłonął nas swym pięknem tak, iż zatopiliśmy się po same "uszy" :) 



A gdy słonko chyliło się powoli do snu i zmieniało kolory piachu na intensywne żółcie i beże, 
z zakurzonymi twarzami, na których gościł uśmiech i z radującą się duszą dojechaliśmy do naszego obozowiska pośrodku wydm . Leżąc po sutej kolacji, tańcach i śpiewach przy ognisku, patrzyliśmy na niebo pełne gwiazd, które spadały prosto na nas i zamykając oczy zatrzymaliśmy je w nas na zawsze. Pamiątki z pustyni .... 






 A RANO...


jadąc dalej przez wydmy, zatrzymaliśmy się na herbatę... mocną jak życie... 


Gdy siły nasze zostały wzmocnione u gościnnego Saharyjczyka, droga prowadziła nas dalej, przez wyschnięte koryto rzeki 



Przez miasto zasypywane co jakiś czas piachem ...


A mijając tradycyjną architekturę ksarów ( ufortyfikowanych wiosek z gliny) zgłębialiśmy się w ich mroczne czeluści ...


To był dzień, kiedy "towarzyszyły" nam ulepione z czerwonej marokańskiej ziemi domy, zwane tu kazbami i ciągnące się kilometrami gaje palmowe. Na noc zatrzymaliśmy się w jednym z takich "zamków" z XVIII wieku . Dawniej mieszkał tu pasza tego regionu a teraz wraz z nami "zakwaterował" się kot. 


Gościliśmy się na dachu, słuchając odgłosów życia w wiosce i nawoływania muezina na modlitwę o zachodzie słońca. Nie ma nic przyjemniejszego, kiedy można po podróży, usiać na dachu i kontemplować ze szklanką herbaty w ręku.


A wieczorem zasiedliśmy do wieczerzy, w romantycznie udekorowanym salonie, na puchatych, tkanych przez kobiety kobiercach, przy niskich stoliczkach z poduchami do podparcia pleców,


Smakowaliśmy tradycyjnych potraw jak: mięso z warzywami z przydomowego ogródka, duszone w glinianym garnku "tajine".


Oraz zagłębiliśmy nasze łyżki ( a niektórzy ręce, bo tak się spożywa tą potrawę iż lepi się kuleczki) w wielkiej misce pełnej kaszy tradycyjnie podanej z 7 warzywami i kurą, czyli kuskus.


Wiatr wpadał przez uchylone okiennice a my siedząc na tych dywanach z pełnymi brzuchami, mruczeliśmy ze szczęścia, jak ten kot snujący się pomiędzy nami - pewno duch paszy z plemienia  Ait Arbi


KOLOR ZIELONY



W dolinach gór Atlasu Wysokiego powoli zaczęła krzątać się Pani Wiosna, soczystsza zieleń kontrastowała z czerwonym i rudymi górami. Biel śniegu na szczytach odbijała się w silnym słońcu ( było 22 C!!! ). Zaś biel drzew migdałowych , które obsypały się bujnie kwiatami, radowała nasze oczy i duszę.





Jadąc transsaharyjskim szlakiem karawan, dotarliśmy do miejsca, które w latach swej świetności XVIII - XX wiek opływało w dostatku. Zarządcy Gór Atlasu bogacili się na przymusowych datkach pobieranych od handlarzy m.in złotem ( i nie tylko od nich). Kiedy cała reszta "braci" mieszkała w pustych kazbach, ci okrywali się jedwabiami  ....

POMIĘDZY KOLORAMI
Chodźmy na targ - zaproponowałam -  poznajmy zwyczaje kupców i przyjrzyjmy się z bliska tym, którzy  teraz zamieszkują te rejony Gór.


Tradycyjne targi mają swój specyficzny wewnętrzny układ. Nic tu nie jest byle jak i na hop siup zorganizowane, ten cały chaos jaki widać, to takie pozory. Każdy wie, w która stronę się udać aby kupić wełnę owczą, buty, czy pomarańcze.
Rzeźnik zawsze otwiera  ten barwny "kram". Z całym towarem usytuowany jest  na skraju targu, na uboczu, gdyż jest taka wiara wśród ludu, iż krew która wsiąka w ziemię przy zabijaniu zwierząt, może przywołać złe duchy... dżinny .....



KOLOR CZERWONY - MARRAKESZ

Nasza podróż dobiegła końca, oj! Nie , nie  tak z godziny na godzinę... ale zjeżdżając wolno z Gór Atlasu Wysokiego, chłonąc kolorowy świat autochtonów dotarliśmy - jak niegdyś karawany z Sahary - do Czerwonego Miasta - do Marrakeszu !
Odurzył nas gwar i tłumy ludzi i motorków przeciskających się przez wąskie ulice starego miasta "medyny". Zresztą jak zwykłe - kiedy wraca się z ciszy .. z Gór i Pustyni. Dźwięki i zapachy - ich intensywność, sprawiła iż zakręciło nam się w głowie ... usiedliśmy więc na ostatnią herbatkę pożegnalną (słodką jak miłość)  w naszym riadzie ( hotelu z patio wewnątrz ) pod drzewkiem pomarańczowym ... i...

Do zobaczenia podczas następnej wyprawy!
Martinitours & Company
www.martinitours.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz