* dlaczego żują pszczoły? Bo nie jedzą miodu !
Takie były początki:
Motocykliści
piszą:
Realnie
rzecz biorąc, chcę skrzyknąć ekipę na 2014 r.i w terminie poza
letnim. Fajnie byłoby przez miejsca odludne,z dala od tłumów
turystów,blisko natury,ale po asfalcie,bo jednak część motorów
nie nadaje się na off road. Marzy mi się 10 dni w
Maroku,maksymalnie dużo zakrętów,pięknych widoków, po drodze z
2-3 dni luźniejsze na plażowanie. Przejazdy ok.200-250 km dziennie.
A termin w okolicach świąt wielkanocnych...no i co Ty na to?
Gdybyś
była łaskawa zasugerować jakieś trasy,ich przybliżoną
długość,całkowity koszt imprezy,byłbym bardzo wdzięczny.
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam
Martinitours
odpowiada:
Planuję
dla was trasę, potrzebuje info jakie macie motocykle (…)
Motocykliści
:
Motory
to ok.4-5 cruiserów(ciężkie,szosowe z szosowymi oponami),pozostałe
3-4 to enduro(ale pewnie z oponami szosowymi,raczej nie szutrowymi).
Mogą być zmiany
Martinitours:
Będą góry, masa zakrętów, dzikie rejony, Atlantyk oraz Sahara i trochę off road ( dacie radę). Szczegóły w załączniku.
Jeśli chodzi o przeprawę promem, to w zasadzie gdzie wam wygodniej, może być
Tanger (…)
Pozdrawiam z Marrakeszu, dzisiaj fajnie chłodnie.. jesień nadchodzi:)
Będą góry, masa zakrętów, dzikie rejony, Atlantyk oraz Sahara i trochę off road ( dacie radę). Szczegóły w załączniku.
Jeśli chodzi o przeprawę promem, to w zasadzie gdzie wam wygodniej, może być
Tanger (…)
Pozdrawiam z Marrakeszu, dzisiaj fajnie chłodnie.. jesień nadchodzi:)
Motocykliści:
Witam.
Dla mnie bomba. Przedstawię Twoją propozycję znajomym.
Dla mnie bomba. Przedstawię Twoją propozycję znajomym.
A...i
zapomniałem. Chłopaki chcą jak najwięcej kuchni lokalnej,nie
żadne frykasy w hotelach 5*.Nawet gdyby mieli dopłacać. Hihi.
Martinitours:
Zebrałam
razem te moje propozycje wyjazdu i posyłam raz jeszcze w załączniku
program . Trasy bardzo "pokręcone". Zadbałam też o
kuchnie, wszystkie potrawy będę przez mnie zamawiane specjalnie dla
Was plus wielka uczta na Saharze! Będę z Wami przecierać szlaki samochodem terenowym, który
posłuży również jako transport w miastach w wolnych chwilach oraz
zapewni komfort ( bagaże, paliwo).
(
kilka tygodni później)
Motocykliści:
Cześć
Martyno. Dziś dostaliśmy wiadomość,że płyniemy bezpośrednio z
Sete do Tangeru, bez zawijania do Barcelony. Tak więc(o ile nic się nie zmieni),
będziemy w Tangerze ok.godz. 5-6 rano. T0 jest wersja na
99%.Pozdrawiam:)
Sete do Tangeru, bez zawijania do Barcelony. Tak więc(o ile nic się nie zmieni),
będziemy w Tangerze ok.godz. 5-6 rano. T0 jest wersja na
99%.Pozdrawiam:)
Martinitours:
Czyli
tego 22 kwietnia tak ?
Jak
nastroje?
Macie
ubezpieczenie? Proszę podeślij mi numery polisy.
Motocykliści:
Witam
Panią!:)
My już na motorkach „siedzimy” i czekamy na
start.....:)
Do
Tangeru dopłyniemy 22 kwietnia ok. godz.: 13.00. Z Tangeru prom
powrotny mamy 5 maja o godz.1 w nocy. Ostatecznie będzie nas
czterech. Tak więc pierwszy nocleg w Maroku mielibyśmy 22/23
kwietnia,a ostatni 3/4 maja.
Co
do ubezpieczenia,to mamy zbiorowe OC i NW,a poza tym NW na motocykle
oraz zielone karty,a także EKUZ,ale to akurat dotyczy tylko Europy.
Dirhamy można wymienić w tangerskim porcie? A jakby zabrakło, to po drodze będzie możliwość dodatkowej wymiany?
Dirhamy można wymienić w tangerskim porcie? A jakby zabrakło, to po drodze będzie możliwość dodatkowej wymiany?
Martinitours:
Tak,
pieniądze też będziecie mogli spokojnie wymienić w Fezie a i
też wypłacić z bankomatu na trasie, a potem w Marrakeszu.
Napisz czy ja mam Wam coś kupić w markecie? Mam na myśli czy
chcecie jakieś wina marokańskie, np na pustynie, bo na trasie nie będzie takich sklepów za wyjątkiem Marrakeszu.
Napisz czy ja mam Wam coś kupić w markecie? Mam na myśli czy
chcecie jakieś wina marokańskie, np na pustynie, bo na trasie nie będzie takich sklepów za wyjątkiem Marrakeszu.
Motocykliści:
Wino oczywiście czerwone i wytrawne?:) Kiedyś mówiłaś,że mają szare wino?
Zgadnij,jaka była odpowiedź chłopaków na Twoją propozycję????Taaaaaaaaaaaaaaaak. Bardzo chętnie,jeżeli nie będzie to problemem dla Ciebie,to poprosimy o jakieś dobre wina i kilka piw "Casablanca".:)
Równolegle: 140 km przez "dzikie" rejony Gór Riff
A na koniec dnia zrobiło nam się wokół niebiesko - czyli witajcie w Chefchaouen
Dzień drugi. W oliwkowym raju – "kefta" po góralsku a na deser oliwki maczane w marokańskim chilli czyli w "harrisie". Jeszcze jesteśmy w obrębie smaków śródziemnomorskich ( tymianek, oliwa z oliwek, chleb z oliwkami czarnymi, inne oliwki np. różowe - są tylko w Maroku :) a wszystko to wymieszane ze smakami tubylczymi czyli mielona raz / siekana/ baranina z natką kolendry, ostre przyprawy i duuuużo herbaty z piołunem :)
A popołudniu przywitał nas mroczny, owiany setkami intryg i różnych krwawych walk i zbrodni w swojej historii, stary Fez, pierwsza stolica Maroka.
Miasto meczetów, miasto wąskich krętych uliczek, zapachów unoszących się ze straganów, miasto zamkniętych drzwi. A co za sekrety za tymi drzwiami? My zakosztowaliśmy odrobinę tej tajemnicy. Mało tego! Noc spędziliśmy własnie w takim domu z patio i ogrodem, czyli riadzie. Takiej oazie, parawanie oddzielającym świat zewnętrzny...Wieczorem relaks na dachu z widokiem na starówkę :) I unoszące się w powietrzu jak pyłek - nawoływanie muezina na modlitwę...Krążyło pomiędzy domami wpadało wiernym i niewiernym do ucha :)
Dzień trzeci. około 250 km ( fr. programu)
Droga krajowa asfaltowa, z ładnymi 2 przełęczami w Atlasie Średnim. Klimat się powoli zmienia, odchodzimy od śródziemnomorskości :), pokonujemy wysokość ponad 2 tyś m.n.p.m. Towarzyszą nam lasy cedrowe i małpy makaki. Dojeżdżamy do Midelt – miasta kartofli,:), tam śpimy w dość ciekawym miejscu pośrodku niczego.(...)
Na dzień dobry: żegnamy Fez śniadaniem na dachu :)
A potem tankowanie i małe przeglądy techniczne. Powietrze w oponach mamy, to rozpoczynamy "podbój" gór Atlasu Średniego czyli wjeżdżamy na tereny plemion Zenata!
Przerwa w lesie cedrowym
I przerwa u rzeźnika
Dzisiaj na obiad mamy grillowane kotlety jagnięce, grillowane mielone wołowe, gliniany garnek w którym duszona jest wołowina z warzywami i dzban herbaty z majerankiem :)
I tak sobie jedziemy z wiatrem, który unosi nas w stronę kolejnego "obozowiska" na nocleg.
A w oddali błyszczą ośnieżone szyty Atlasu Wysokiego ( tak, tak blisko był), słońce zaś "śmieje" nam się w twarz.
I "fruniemy" po szosie ponad 100 na godzinę aż docieramy do kazby w której będziemy spać, gdzie jak widać na zdjęciu: parking mamy strzeżony przez armatę. :)
A "rumaki" zamieniają się w plac zabaw ;)
I to jest dzień, kiedy Ci co "żują pszczoły" oficjalnie i przy świadkach obwieszczają przynależność do Martinitours - flagując swoje pojazdy ! Mmmmm :) :) :)
A potem była jazda na "sucho". :) To znaczy kurs dla początkujących :)
Dzień czwarty. 280 km w tym 20 km "off raod" po Saharze!
W tym dniu docelowo jedziemy tam....patrz zdjęcie :)
Stop - przerwa na uzupełnienie płynów, ja wracam za 15 minut, zjemy coś prawda ?
tak! - zgodnie kiwają głowami chłopaki - to bedzie niespodzianka - mruczę tajemniczo :)
(...po pół godzinie)
Wody szmer, w cieniu palm... zapraszam na piknik w oazie!
Nogi w górę, mina wyluzowanego wielbłąda ( trenujemy pozy na wyprawę karawaną do oazy :) :) ). A po chwili, rozpoczęła się południowa uczta!
Ponieważ, był tylko jeden widelec: do mieszania - to tradycyjnie zabraliśmy się za jedzenie świeżo wypieczonym chlebem.
A po małej sjeście, podkreślanie przynależności plemiennej.
I tak dobrze przygotowani, możemy udać się na spotkanie z Saharą!
Uwaga! Cztery, trzy, dwa, jeden...START! Abdul prowadzi ( wysiadł z samochodu oczywiście)
Cel: Wydmy Chebii
Ja, aby nie kurzyć, nadzorowałam nasz WIELKI RAJD, jadąc z tyłu Toyotą, kochamy "pisty" *
"Piste" to po prostu droga bez asfaltu :)
Jack - tylko nie szarżuj ! HARAM! ;)
Przygoda :)
Cel osiągnięty! Liczba strat = zero!
Chłopaki, to teraz w nagrodę prysznic i wskakujemy na rumaki o czworonożnym napędzie! Przed nami noc na wydmach - dosłownie - jak się potem okazało, ale ...ciii ... nie wyprzedajmy zdarzeń :)
Po pół godzinie...
Martini - daleko jeszcze .... ? - słyszę słaby głos jednego z uczestników karawany.
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt
Wypala oczy, suszy ciało i krew
I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach
Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy ( tekst: Bajm)
Gdy słonce chyliło się ku zachodowi, nasze spragnione wytchnieniach oczy dostrzegły coś innego niż "tylko piach" ...
- Nomadzi! Nomadzi - krzyczę, jesteśmy u celu :)
A gdy Milud* szykował dla nas napój "mocny jak życie" czyli herbatę dobrze ugotowaną :) gorzką jak śmierć i słodką jak miłość, to nasz Jack ( ni z tego ni z owego, jakby dostał drugie życie ), otrzepał się z wielbłądziej sieci i wykrzyknął.
Panowie - idę na deskę!
* Milud jest kultową postacią na wyprawach Martinitours.
Zobacz! Zobacz, poszedł! - rób zdjęcia! - moi "Saharyjczycy" zamienili się w fotorepoeterów
( ...po godzinie... kiedy Michał zdążył użyć buta* aby otworzyć butelkę i wypuścić dżinna** na noc )
* tego sekretu zdradzić nie mogę :)
** dżinn to duszek, złośliwy lub nie, który zamieszkuje różne miejsca, butelki też :)
Noc powoli szykowała się do otulenia nas sowim czarnym płaszczem, w kuchni polowej Milud szykował dla nas delicje saharyjskie.
Cisza. Każdy z nas zajął się swoimi sprawami. Jak to na pustyni bywa, myliły nam się kierunki :). M. nawiązał nawet kontakt :)
Na pustyni noc zapada szybko.. Zasiedliśmy więc do stołu zastawionego kilkudaniową kolacją.
Śpisz?
Nie a Ty?
No jak mówię to nie śpię przecież..
( później )
Wieje...
No ..
to co schodzimy w dół?
( parę godzin później)
To jest specjalny stan zawieszania, można go osiągnąć udając się na wyprawy Martini :)
Prawda chłopaki ? :)
Dzień V - Wielka sjesta na Saharze
Idziemy na zakupy. Tradycyjny "souk" czyli trag, odsłonił przed nami wszystkie barwy, a od przypraw kręciło w nosie.
W planie mamy wspólne, wieczorne gotowanie, wiec musimy się zaopatrzyć we wszystkie składniki.
Zaczynamy od rzeźnika, trzeba wybrać owcę, zabić, obrać ze skóry, a potem oczywiście odpowiednio przyrządzić :) - kieruje grupą.
Zabić? Jak to? - zapał tych co" żują pszczoły" łamie się wraz z wejściem do obory.
Normalnie - odpowiadam
Po czym ( już u rzeźnika) gdy spojrzeliśmy owcy w "twarz", stała się rzecz takowa:
Grupa I. Hipokryci
Grupa II. Rzeźnicy
Gdy jagnię dochodziło do siebie w woreczku, udaliśmy się do tradycyjnej mieściny, znanej z tego iż dała początek obecnej, panującej w Maroku dynastii.
I aby "ukoić" sumienie, na dobry początek tego co nas później czeka, zjedliśmy zamówioną wcześniej / u innego rzeźnika/ berberyjską pizzę*
*sekret Martinitours
Równolegle:
"Rumaki" spały,
a my udaliśmy się poszaleć Toyotą na szlak Paryż - Dakkar.
A był też i czas relaksu i pisanie pamiętników, oczywiście siedząc pod murem - jak to w Maroku :)
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, zabraliśmy się do pracy:
1. Namaszczenie jagnięcia
2. Pochówek
3. Uczta
... a potem były tańce, hulanki, swawole!
Dzień VI - W stronę gór Atlasu ! Czekają na nas wulkaniczne góry, wąwozy i zakrętasy !
część I
Ostanie pożegnalne zdjęcie...
Z pustynią było nam się ciężko rozstać, jeden chciał w prawo drugi w lewo..
Przeważyła nadchodząca opcja jazdy po zakrętach, w dolinach i górach:)
Przed asfaltem zostawiamy cały piach na Saharze (czyszczenie filtrów i nie tylko.. ) i wyruszamy na około 280 km jazdy i nowej przygody!
I tak mniej więcej w połowie drogi, na postoju pomiędzy drzewami akacjowymi:
Jacek - a może pochodzę sobie trochę ...
Abdul - to ja poćwiczę jazdę na zakrętach ...
Martini: - stańcie tam i poćwiczymy jazdę w grupie, tylko nie przekraczajcie ciągłej linii ;)
Tak przygotowani, wjechaliśmy w świat ludzi wolnych - Imazighen
A potem przez następne dwa dni, towarzyszył nam w krajobrazie kolor czerwony :) Gdyż taki jest kolor skał, w krainie mlekiem i miodem płynącej, nad którą czuwa śpiący rycerz, którego starliśmy się nie obudzić ;)
I zbywaliśmy zamki byłych kaidów czyli kazby, gdyż taka jest tam architektura.
I prawie udało nam się złowić ryby w rzece ...
I "brodziliśmy" w kamieniach po kostki...
A przede wszystkim biesiadowaliśmy.
- Dzisiaj mamy na kolacje specjały plemienia Dades: wołowina z suszonymi figami i kura z pieca i drewniane łyżki ( nie, nie ich nie jemy, tylko nimi jemy krupnik marokański) i odświętnie przyrządzony kuskus, i jogurt domowej roboty.. i już nie pamiętam...;)
FANTASTYCZNIE ! - powiedział Jacek - mamy to jeszcze zjeść ? ;)
Część II
Wyobraźcie sobie rozrzuconą serpentynę...
tak tam dzisiaj jedziemy..
I kanion
I szemrzącą rzekę
i wiatr który unosi zapachy i "tańczy" pomiędzy kołami
I "zamki" z gliny...
Tak w tej bajce za chwilę będziemy...
po prostu: Free riders!
Like a true nature's child
We were born, born to be wild
We can climb so high
I never wanna die
Born to be wild
Born to be wild
Przerywnik: ćwiczenia sprawnościowe
oraz piknik
O, tu na zdjęciach widać ( tą frajdę)
Dzień ... kolejny :)
1. Pucowanie*
* wieczorem tego samego dnia, odbyło się również oficjalne "pucowanie" nas samych, mało tego, było to pucowanie grupowe, chłopaki poszli do hammamu ( łaźni parowej) ... dla relaksu :) Zdjęć nie pokażę :)
2. Przejazd paradny przez pierwsze duże miasto na naszej trasie :)
Ostatni dzień w górach Atlasu Wysokiego czyli prawie 180 km w zakrętach !
Towarzyszą nam kolory skał, zieleń przy korytach rzek... "rycerze" Atlasu na swych osiołkach i mułach,
błękit nieba... i że tak powiem nic nam więc już nie trzeba !
A tak wyglądała tego dnia, w większości, nasza trasa :)
Znowu musimy myć :)
I wyżej, coraz wyżej, już jesteśmy na wysokości ponad 2 tyś metrów.n.p.m.
OSTATKI
Pokonaliśmy kręta przełęcz Tizn'Tiszka (2260n.p.m.) i wpadliśmy prosto w "szpony" Marrakeszu, który, chciał nas wciągnąć w swój hałas, chaos, harmider ...Podrapać do krwi! Abyśmy wkomponowali się w kolor murów (czerwona glina) otaczających stare miasto, chciał nas ogłuszyć dźwiękami i piszczałkami zaklinaczy kobr na placu Jemaa El Fan, chciał nas wciągnąć w rytm bębnów i kastanietów byłych niewolników z plemion Gnaua, chciał abyśmy wpadli w ten szaleńczy rytm i podskakiwali jak nam zagra, aż do utraty tchu..
Ale mu się nie udało..
Ostoja nasz, azyl... cichy i chłodny kącik, nasz riad w którym spaliśmy 2 noce, uratował nam życie.
I nie rozpękliśmy * :)
* tu cytuję motocyklistów
"Free riders" w Marrakeszu! Powyżej na zdjęciu
A poniżej ( też na zdjęciu :), konkurencja! :) :) :)
No cóż drodzy czytelnicy, wszystko co piękne ma kiedyś swój koniec, bo inaczej - jak wiemy - pięknym przestałoby być.
Tak i nasza wyprawa "tych co żują pszczoły" pod dowództwem "Martinitours" dobiegła końca.
Może podsumuję ją stwierdzeniem takim, które to często powtarzali (jak modlitwę, zaklęcie) chłopaki:
"Jeden dzień z Martinitours to jak 7 dni na platformie wiertniczej "..
To też zapraszam na kolejne wyprawy, wszystkich chętnych wrażeń motocyklistów
Informację odnośnie programu i ceny udzielam maila : martyna@martinitours.pl
Ps. 1
W reportażu tym, nie zostały wymienione nazwy miejscowości, nie ma szczegółowych opisów tras ani map,
jest to zamierzenie celowe, wszyscy którzy są zainteresowani akurat tym programem wyprawy, proszę o maila
martyna@martinitpours.pl
Z pozdrowieniami
Martyna Łukasiak - Martinitours.
Ps. 2.
ach zapominałabym ...
prawie że pożegnalna kolacja, specjał który, można zjeść tylko w Marrakeszu czyli jagnięcina duszona w amforze glinianej z ziołami.
Wino oczywiście czerwone i wytrawne?:) Kiedyś mówiłaś,że mają szare wino?
Zgadnij,jaka była odpowiedź chłopaków na Twoją propozycję????Taaaaaaaaaaaaaaaak. Bardzo chętnie,jeżeli nie będzie to problemem dla Ciebie,to poprosimy o jakieś dobre wina i kilka piw "Casablanca".:)
Kilka
tygodni później, poznałam ( ledwo co, bo tak padało) w Tangerskim
porcie tych co "żują pszczoły" , w składzie
1.Adaś
- Honda Transalp 650 ccm
2.Michał
- Yamaha Road Star 1600 ccm
3.Mariusz
- Honda Transalp 600 ccm
4.Jacek
- Yamaha Tenere 660 ccm
oraz
Ja- Martinitours
i kierowca Abdul( Haram!) oraz nasz wóz Toyota
Prado.
I oczywiście jak to bywa podczas wypraw Martini na trasie
towarzyszyło nam wiele ciekawych postaci, które mniej lub bardziej
wpłynęły na klimat imprezy :) I o nich będzie później.
Wyprawa tych co żują pszczoły trwała prawie dwa tygodnie, na przełomie kwietnia i maja 2014. Zakrętów było - jak liczyliśmy później - dwa: jeden w prawo, drugi w lewo ;). W trakcie okazało się iż mamy imprezę typu: dwa w jednym. Lub jakkolwiek :) o czym można poczytać poniżej :)
Dzień pierwszy, zaczęło się niewinnie :)
1 Kotlety jagnięce i mięso wołowe
grillowane / kefta/ - taki był początek, na zachętę, na małe rozeznanie tego co będzie w następne dni.. ;)
Równolegle: 140 km przez "dzikie" rejony Gór Riff
A na koniec dnia zrobiło nam się wokół niebiesko - czyli witajcie w Chefchaouen
Dzień drugi. W oliwkowym raju – "kefta" po góralsku a na deser oliwki maczane w marokańskim chilli czyli w "harrisie". Jeszcze jesteśmy w obrębie smaków śródziemnomorskich ( tymianek, oliwa z oliwek, chleb z oliwkami czarnymi, inne oliwki np. różowe - są tylko w Maroku :) a wszystko to wymieszane ze smakami tubylczymi czyli mielona raz / siekana/ baranina z natką kolendry, ostre przyprawy i duuuużo herbaty z piołunem :)
Równolegle: 0k. 220 km - w stronę pierwszej stolicy Maroka - do Fezu!
Szosy puste, teren górzysty ale nie za wysoki :) przyjemnie nas drogi "kołysały" raz w górę raz w dół, no i na boki! Wokół opuncje, agawy, gaje oliwne, sosny piniowe, koryta rzek z wodą ( !), jak widać na zdjęciu . I osiołki :)
Szosy puste, teren górzysty ale nie za wysoki :) przyjemnie nas drogi "kołysały" raz w górę raz w dół, no i na boki! Wokół opuncje, agawy, gaje oliwne, sosny piniowe, koryta rzek z wodą ( !), jak widać na zdjęciu . I osiołki :)
A popołudniu przywitał nas mroczny, owiany setkami intryg i różnych krwawych walk i zbrodni w swojej historii, stary Fez, pierwsza stolica Maroka.
Miasto meczetów, miasto wąskich krętych uliczek, zapachów unoszących się ze straganów, miasto zamkniętych drzwi. A co za sekrety za tymi drzwiami? My zakosztowaliśmy odrobinę tej tajemnicy. Mało tego! Noc spędziliśmy własnie w takim domu z patio i ogrodem, czyli riadzie. Takiej oazie, parawanie oddzielającym świat zewnętrzny...Wieczorem relaks na dachu z widokiem na starówkę :) I unoszące się w powietrzu jak pyłek - nawoływanie muezina na modlitwę...Krążyło pomiędzy domami wpadało wiernym i niewiernym do ucha :)
Dzień trzeci. około 250 km ( fr. programu)
Droga krajowa asfaltowa, z ładnymi 2 przełęczami w Atlasie Średnim. Klimat się powoli zmienia, odchodzimy od śródziemnomorskości :), pokonujemy wysokość ponad 2 tyś m.n.p.m. Towarzyszą nam lasy cedrowe i małpy makaki. Dojeżdżamy do Midelt – miasta kartofli,:), tam śpimy w dość ciekawym miejscu pośrodku niczego.(...)
Na dzień dobry: żegnamy Fez śniadaniem na dachu :)
A potem tankowanie i małe przeglądy techniczne. Powietrze w oponach mamy, to rozpoczynamy "podbój" gór Atlasu Średniego czyli wjeżdżamy na tereny plemion Zenata!
Przerwa w lesie cedrowym
I przerwa u rzeźnika
Dzisiaj na obiad mamy grillowane kotlety jagnięce, grillowane mielone wołowe, gliniany garnek w którym duszona jest wołowina z warzywami i dzban herbaty z majerankiem :)
Został jeszcze, jakimś cudem talerzyk jagnięciny...
I zanim zniknął w naszych brzuchach, udało się go uwiecznić :)
I tak sobie jedziemy z wiatrem, który unosi nas w stronę kolejnego "obozowiska" na nocleg.
A w oddali błyszczą ośnieżone szyty Atlasu Wysokiego ( tak, tak blisko był), słońce zaś "śmieje" nam się w twarz.
I "fruniemy" po szosie ponad 100 na godzinę aż docieramy do kazby w której będziemy spać, gdzie jak widać na zdjęciu: parking mamy strzeżony przez armatę. :)
A "rumaki" zamieniają się w plac zabaw ;)
I to jest dzień, kiedy Ci co "żują pszczoły" oficjalnie i przy świadkach obwieszczają przynależność do Martinitours - flagując swoje pojazdy ! Mmmmm :) :) :)
A potem była jazda na "sucho". :) To znaczy kurs dla początkujących :)
Dzień czwarty. 280 km w tym 20 km "off raod" po Saharze!
W tym dniu docelowo jedziemy tam....patrz zdjęcie :)
W tak zwanym międzyczasie, robiło się coraz cieplej, wiatr przynosił zapach pustyni a my zmierzamy do kanionu, gdzie krajobraz robi się "orzeźwiająco" zielony. To przez te ciągnące się kilometrami w dole oazy.
Stop - przerwa na uzupełnienie płynów, ja wracam za 15 minut, zjemy coś prawda ?
tak! - zgodnie kiwają głowami chłopaki - to bedzie niespodzianka - mruczę tajemniczo :)
(...po pół godzinie)
Wody szmer, w cieniu palm... zapraszam na piknik w oazie!
Nogi w górę, mina wyluzowanego wielbłąda ( trenujemy pozy na wyprawę karawaną do oazy :) :) ). A po chwili, rozpoczęła się południowa uczta!
Ponieważ, był tylko jeden widelec: do mieszania - to tradycyjnie zabraliśmy się za jedzenie świeżo wypieczonym chlebem.
A po małej sjeście, podkreślanie przynależności plemiennej.
I tak dobrze przygotowani, możemy udać się na spotkanie z Saharą!
Uwaga! Cztery, trzy, dwa, jeden...START! Abdul prowadzi ( wysiadł z samochodu oczywiście)
Cel: Wydmy Chebii
Ja, aby nie kurzyć, nadzorowałam nasz WIELKI RAJD, jadąc z tyłu Toyotą, kochamy "pisty" *
"Piste" to po prostu droga bez asfaltu :)
Jack - tylko nie szarżuj ! HARAM! ;)
Przygoda :)
Cel osiągnięty! Liczba strat = zero!
Chłopaki, to teraz w nagrodę prysznic i wskakujemy na rumaki o czworonożnym napędzie! Przed nami noc na wydmach - dosłownie - jak się potem okazało, ale ...ciii ... nie wyprzedajmy zdarzeń :)
Po pół godzinie...
Martini - daleko jeszcze .... ? - słyszę słaby głos jednego z uczestników karawany.
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt
Wypala oczy, suszy ciało i krew
I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach
Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy ( tekst: Bajm)
Gdy słonce chyliło się ku zachodowi, nasze spragnione wytchnieniach oczy dostrzegły coś innego niż "tylko piach" ...
- Nomadzi! Nomadzi - krzyczę, jesteśmy u celu :)
A gdy Milud* szykował dla nas napój "mocny jak życie" czyli herbatę dobrze ugotowaną :) gorzką jak śmierć i słodką jak miłość, to nasz Jack ( ni z tego ni z owego, jakby dostał drugie życie ), otrzepał się z wielbłądziej sieci i wykrzyknął.
Panowie - idę na deskę!
* Milud jest kultową postacią na wyprawach Martinitours.
Zobacz! Zobacz, poszedł! - rób zdjęcia! - moi "Saharyjczycy" zamienili się w fotorepoeterów
( ...po godzinie... kiedy Michał zdążył użyć buta* aby otworzyć butelkę i wypuścić dżinna** na noc )
* tego sekretu zdradzić nie mogę :)
** dżinn to duszek, złośliwy lub nie, który zamieszkuje różne miejsca, butelki też :)
Noc powoli szykowała się do otulenia nas sowim czarnym płaszczem, w kuchni polowej Milud szykował dla nas delicje saharyjskie.
Cisza. Każdy z nas zajął się swoimi sprawami. Jak to na pustyni bywa, myliły nam się kierunki :). M. nawiązał nawet kontakt :)
Na pustyni noc zapada szybko.. Zasiedliśmy więc do stołu zastawionego kilkudaniową kolacją.
Śpisz?
Nie a Ty?
No jak mówię to nie śpię przecież..
( później )
Wieje...
No ..
to co schodzimy w dół?
( parę godzin później)
To jest specjalny stan zawieszania, można go osiągnąć udając się na wyprawy Martini :)
Prawda chłopaki ? :)
Dzień V - Wielka sjesta na Saharze
Idziemy na zakupy. Tradycyjny "souk" czyli trag, odsłonił przed nami wszystkie barwy, a od przypraw kręciło w nosie.
W planie mamy wspólne, wieczorne gotowanie, wiec musimy się zaopatrzyć we wszystkie składniki.
Zaczynamy od rzeźnika, trzeba wybrać owcę, zabić, obrać ze skóry, a potem oczywiście odpowiednio przyrządzić :) - kieruje grupą.
Zabić? Jak to? - zapał tych co" żują pszczoły" łamie się wraz z wejściem do obory.
Normalnie - odpowiadam
Po czym ( już u rzeźnika) gdy spojrzeliśmy owcy w "twarz", stała się rzecz takowa:
Grupa I. Hipokryci
Grupa II. Rzeźnicy
Gdy jagnię dochodziło do siebie w woreczku, udaliśmy się do tradycyjnej mieściny, znanej z tego iż dała początek obecnej, panującej w Maroku dynastii.
I aby "ukoić" sumienie, na dobry początek tego co nas później czeka, zjedliśmy zamówioną wcześniej / u innego rzeźnika/ berberyjską pizzę*
*sekret Martinitours
Równolegle:
"Rumaki" spały,
a my udaliśmy się poszaleć Toyotą na szlak Paryż - Dakkar.
A był też i czas relaksu i pisanie pamiętników, oczywiście siedząc pod murem - jak to w Maroku :)
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, zabraliśmy się do pracy:
1. Namaszczenie jagnięcia
2. Pochówek
3. Uczta
... a potem były tańce, hulanki, swawole!
Dzień VI - W stronę gór Atlasu ! Czekają na nas wulkaniczne góry, wąwozy i zakrętasy !
część I
Ostanie pożegnalne zdjęcie...
Z pustynią było nam się ciężko rozstać, jeden chciał w prawo drugi w lewo..
Przeważyła nadchodząca opcja jazdy po zakrętach, w dolinach i górach:)
Przed asfaltem zostawiamy cały piach na Saharze (czyszczenie filtrów i nie tylko.. ) i wyruszamy na około 280 km jazdy i nowej przygody!
I tak mniej więcej w połowie drogi, na postoju pomiędzy drzewami akacjowymi:
Jacek - a może pochodzę sobie trochę ...
Abdul - to ja poćwiczę jazdę na zakrętach ...
Martini: - stańcie tam i poćwiczymy jazdę w grupie, tylko nie przekraczajcie ciągłej linii ;)
Tak przygotowani, wjechaliśmy w świat ludzi wolnych - Imazighen
A potem przez następne dwa dni, towarzyszył nam w krajobrazie kolor czerwony :) Gdyż taki jest kolor skał, w krainie mlekiem i miodem płynącej, nad którą czuwa śpiący rycerz, którego starliśmy się nie obudzić ;)
I zbywaliśmy zamki byłych kaidów czyli kazby, gdyż taka jest tam architektura.
I prawie udało nam się złowić ryby w rzece ...
I "brodziliśmy" w kamieniach po kostki...
A przede wszystkim biesiadowaliśmy.
- Dzisiaj mamy na kolacje specjały plemienia Dades: wołowina z suszonymi figami i kura z pieca i drewniane łyżki ( nie, nie ich nie jemy, tylko nimi jemy krupnik marokański) i odświętnie przyrządzony kuskus, i jogurt domowej roboty.. i już nie pamiętam...;)
FANTASTYCZNIE ! - powiedział Jacek - mamy to jeszcze zjeść ? ;)
Część II
Wyobraźcie sobie rozrzuconą serpentynę...
tak tam dzisiaj jedziemy..
I kanion
I szemrzącą rzekę
i wiatr który unosi zapachy i "tańczy" pomiędzy kołami
I "zamki" z gliny...
Tak w tej bajce za chwilę będziemy...
po prostu: Free riders!
Like a true nature's child
We were born, born to be wild
We can climb so high
I never wanna die
Born to be wild
Born to be wild
Przerywnik: ćwiczenia sprawnościowe
oraz piknik
I droga która sprawiła wiele frajdy
O, tu na zdjęciach widać ( tą frajdę)
i naszego nowego kierowcę Hiszama, który dołączył do nas i został już do końca wyprawy, wnosząc równowagę.
Dzień ... kolejny :)
1. Pucowanie*
* wieczorem tego samego dnia, odbyło się również oficjalne "pucowanie" nas samych, mało tego, było to pucowanie grupowe, chłopaki poszli do hammamu ( łaźni parowej) ... dla relaksu :) Zdjęć nie pokażę :)
2. Przejazd paradny przez pierwsze duże miasto na naszej trasie :)
Ostatni dzień w górach Atlasu Wysokiego czyli prawie 180 km w zakrętach !
Towarzyszą nam kolory skał, zieleń przy korytach rzek... "rycerze" Atlasu na swych osiołkach i mułach,
błękit nieba... i że tak powiem nic nam więc już nie trzeba !
A tak wyglądała tego dnia, w większości, nasza trasa :)
Znowu musimy myć :)
I wyżej, coraz wyżej, już jesteśmy na wysokości ponad 2 tyś metrów.n.p.m.
OSTATKI
Pokonaliśmy kręta przełęcz Tizn'Tiszka (2260n.p.m.) i wpadliśmy prosto w "szpony" Marrakeszu, który, chciał nas wciągnąć w swój hałas, chaos, harmider ...Podrapać do krwi! Abyśmy wkomponowali się w kolor murów (czerwona glina) otaczających stare miasto, chciał nas ogłuszyć dźwiękami i piszczałkami zaklinaczy kobr na placu Jemaa El Fan, chciał nas wciągnąć w rytm bębnów i kastanietów byłych niewolników z plemion Gnaua, chciał abyśmy wpadli w ten szaleńczy rytm i podskakiwali jak nam zagra, aż do utraty tchu..
Ale mu się nie udało..
Ostoja nasz, azyl... cichy i chłodny kącik, nasz riad w którym spaliśmy 2 noce, uratował nam życie.
I nie rozpękliśmy * :)
* tu cytuję motocyklistów
A poniżej ( też na zdjęciu :), konkurencja! :) :) :)
No cóż drodzy czytelnicy, wszystko co piękne ma kiedyś swój koniec, bo inaczej - jak wiemy - pięknym przestałoby być.
Tak i nasza wyprawa "tych co żują pszczoły" pod dowództwem "Martinitours" dobiegła końca.
Może podsumuję ją stwierdzeniem takim, które to często powtarzali (jak modlitwę, zaklęcie) chłopaki:
"Jeden dzień z Martinitours to jak 7 dni na platformie wiertniczej "..
To też zapraszam na kolejne wyprawy, wszystkich chętnych wrażeń motocyklistów
Informację odnośnie programu i ceny udzielam maila : martyna@martinitours.pl
Ps. 1
W reportażu tym, nie zostały wymienione nazwy miejscowości, nie ma szczegółowych opisów tras ani map,
jest to zamierzenie celowe, wszyscy którzy są zainteresowani akurat tym programem wyprawy, proszę o maila
martyna@martinitpours.pl
Z pozdrowieniami
Martyna Łukasiak - Martinitours.
Ps. 2.
ach zapominałabym ...
prawie że pożegnalna kolacja, specjał który, można zjeść tylko w Marrakeszu czyli jagnięcina duszona w amforze glinianej z ziołami.
0 komentarze:
Prześlij komentarz