Wrażenia, ocean i moja dusza.
Zaczęło się od pierwszego wrażenia: A mówiła Pani, że Agadir
to takie duże hałaśliwe miasto, zatłoczone i tętniące życiem… wymienia „zalety”
turystycznego miasta mój turysta. A tu tak spokojnie i plaże prawie puste, tak fajnie,
romantycznie…
Agadir – jak i wiele innych miejsc turystycznych w Maroku –
podzielił się na poszczących i nie. Wszystkie
wydarzenia „z życie wzięte”, ta codzienność wokół, toczy się jakby w zwolnionym filmie.
Południe. Strefa nieturystyczna Agadiru. Okolice „Souk” czyli targu.
Ruchy mijanych mnie
ludzi były ospałe – pewno też miał wpływ na to upał. Ogólnie pustawo na
ulicach. Barwne i gwarne, na co dzień stragany, teraz oblepione karteczkami – „Ramadan:
zamknięte”. Sklepy również. Wszystkie bez wyjątku miały zaciągnięte kotary. No,
bo, po co komu iść teraz do sklepu???
Tak samo jadłodajnie. Ale pojawiła się nowość: w krajobraz
wpisały się równo poukładane krzesła przy pustych stołach kawiarnianych ( normalnie tego się nie praktykuje, krzesło może stać gdzie chce ten co na nim siedzi) .
A souk? Idąc wzdłuż
piaskowego muru nie działo się prawie nic ....Cisza. Parę nieśmiałych kupców
próbuje ubić targu.... To było moje pierwsze wrażenie spokoju i zmian w mieście
podczas Ramadanu.
Souk – najbardziej barwne i gwarne miejsce, gdzie życie zamiera
tylko późną nocą teraz wyglądał na opuszczony. Owszem, popołudniem nabierze
kolorów, kiedy to wyjdą wszyscy ci, którzy muszą uzupełnić zapasy żywności na
wieczór i noc. Ale teraz zionął pustką.
Wczesna pora popołudniowa. „Zone touristique”
W poszukiwaniu kontrastu oraz czegoś do jedzenia i picia moje
nogi kierują się w stronę oceanu, na „La Corniche” – promenadę.
Entliczek, pętliczek, na która wypadanie?? Liczę w myśli te zamknięte…
Jedna knajpa za McDonaldem, druga ta cała oszklona,
trzecia jakaś tam kawiarenka i...Uf. Bęc! Otwarte. „Moja” pijalnia soków nie
zawiodła.
Tyle miejsc do wyboru!
Ja - jedyny konsument.
(...)
Ocean ma to do siebie, iż koi wszystkie zmysły. Ten połyskujący, falujący błękit, który przypomina mi atłasowa suknie kobiety. Materiał opłata jej ciało jak ocean moja dusze.
I ten niesamowity spokój. Intensywnie żółte promienie słońca,
które muskają tafle wody. Słychać tylko szum fal, co jakiś czas krzyk mewy.
Wiatr niesie ze sobą zapach wody i morskich stworów.
Nad plażą drga rozgrzane powietrze. Parę osób wolno sunie
brzegiem. Pustka.
Leniwe ramadanowe popołudnie. A kontrast? O tak, dziewczyny naprzeciwko
mnie łapczywie jedzą lody, ktoś pali papierosa, grupa wesołków mlaska nad
obiadem. Ale niewiele tego. Czyżby turyści tez pościli? A może pozamykali się w
hotelach z myślą, że i tak nie ma, po co wychodzić….
Sok się skończył. Jakaś nieprzestrzegająca postu marokańska
mucha uczepiła się brzegu szklanki.
Rozglądam się wokół patrząc na twarze marokańskich przechodniów.
Maja w oczach zegar, który odmierza im czas do zachodu
słońca. Niektóre twarze przybrały otępiały wyraz. Jeszcze 10 minut. Pełne
napięcia, zaciskają usta. I plusk!. Słońce wpadło do wody.
Allach akbar! Bóg jest wielki! Słyszę syreny z meczetów i
tupot nóg. To głód gna wiernych do domu na uroczyste śniadanie.
Idę i ja.
0 komentarze:
Prześlij komentarz