Recent Posts

niedziela, 17 marca 2013

Wyprawa fotograficzna - Jedno oko na Maroko !

" Foto - Stop " 
Jedno oko na Maroko, – czyli wakacje z aparatem w ręku.
11 dni, 10 noclegów przejazd mini busem
(wyprawa zorganizowana przez Martinitours. Kierownik grupy fotografów: Jacek Z. ) 

 WSTĘP 

"(...)Pytają (już parę osób) jak z bagażami w autobusie - czy on ma osobny luk bagażowy, czy bagaże będą na siedzeniach?
Pytają czy brać walizki (tak wolą do samolotu) czy plecaki, bo trzeba będzie przenosić się z bagażami?
odp: nie ma znaczenia jaki bagaż, mini bus na 14 osób, bagaże są pakowane w luku z tyłu oraz bagaż podręczny nad głowami. 
(...)
Trochę zaniepokojeni jesteśmy temperaturami... Widzę, że trzeba brać swetry, a nie koszulki z krótkim rękawem.
W ciągu dnia będzie 15-20 stopni czyli zabierać sweterki? Nigdy nie będzie ciepło, nie zabierać niczego z krótkim rękawkiem?
odp: Pogoda w Maroku jest tak różna iż, nie mogę Panu napisać, który miesiąc jest najlepszy, gdyż w każdym zakątku Maroka jest inaczej. Jeśli chodzi o zachód słońca to zimą jest o 18.00. 
W lutym kwitną migdałowce, w pierwszy weekend maja róże, czasami zimą są 4 pory
roku....Jeśli chodzi o światło to pięknie jest jesienią i zima na pustyni. Te miesiące są ciekawe dla fotografów, z racji kontrastów i bogatego światła: wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj. Od stycznia do czerwca jest śnieg w górach Atlasu / tylko na szczytach/  a wiosna w dolinach tak, że to też urokliwy czas pod zdjęcia.
(...)
Mam pare "drobnych" tematów w rodzaju - jak z ładowaniem akumulatorków, czy co noc będziemy mieli dostęp do 230V ? Czy zabrać większe zapasy akumulatorków? Tam sa takie same wtyczki?
ODP: Codziennie będzie prąd, Gniazdka takie same, Prądu nie będzie tylko jak 
będziemy spać na pustyni w oazie w namiotach / no to oczywiste/.

(...) 
Czyli lądujemy (cała nasza dziesiątka) w Marrakeszu w piątek 22 lutego o godzinie 16.45 (wg rozkładu, z Berlina, easyJet) i pani na nas czeka z transferem z lotniska.
Odlatujemy w poniedziałek 4 marca o godzinie 17.25.
Jedziemy!


Salam alikum! Witam w Maroku!
Nasza wyprawa rozpoczęta. A oto nasza ekipa:
1. Edka - kocha pozę wyluzowanego wielbłąda 

2. Monia - żaden kot nie pozostał jej obcy 




3. Jacek - bez zarysowań- jedno oko na krajobraz - drugie  na modelki 




4. Adaś - zainteresowania wszechstronne z dużym naciskiem na wschody słońca i kis- kis 




5. Marianosz - nie straszne mu żadne górki, psy i wielbłądy




6. Andrzej - herszt Piratów, prawa ręka Jack'a Sparrow'a. W wolnej chwili, patrzy na świat w podczerwieni. Chodzi własnymi ścieżkami. 



7. Bartek -  lubi dekoracje .... 




8. Jurek -  kamieni nigdy nie za dużo :) 




  9. Piotr - zawsze służy pomocą, lubi pozować nawet w trudnych warunkach 




10. Mikolasz - lubi uszy i zwierzęta :) 




11 - Wielki Brat - powozi mini busa ( na co dzień nasz kierowca)  - dromadery też mu nie obce 



12. Jack Sparrow - po prostu Jack Sparrow ( ps. pojawiał się zawsze w potrzebie) 




13. I ja - MARTINITOURS 





PS. TO NIE CAŁY SKŁAD NASZEJ EKIPY, POZOSTALI CZŁONKOWIE  WYPRAWY DOCHODZILI DO NAS W ROŻNYCH WARUNKACH I SYTUACJACH - TAK ŻE CIĄG DALSZY NASTĄPI 


A było to tak ....



DZIEŃ I Marrakesz  22 luty 16.45
Przylot – transfer z lotniska do riadu w medynie. Zakwaterowanie. Spacer po medynie. O 18.00 będzie już zachodziło słońce, tak, że zdjęcia nocą z Marrakeszu. Zabytki są o tej porze zamknięte, więc podglądamy życie na największych targach ( souk) w Afryce Północnej. Spacer na plac Jemaa el Fna. ( Plac, na którym magia i czary toczą się bez zmian od XI wieku, no...z małymi wyjątkami J 
Na placu, za każde zrobione zdjęcie artystom uiszcza się opłatę  (przeważnie 5 dirhamów).  Degustacja pieprzówki J. Kolacja 

Po przeprawie przez labirynt ulic medyny - dotarliśmy na plac Jemaa El Fnaa. I to był najważniejszy punkt naszego programu w dniu pierwszym :)





DZIEŃ 2. Tutaj się wszystko zaczęło, czyli Fez, najstarsze miasto Maroka. Miasto Arabskie.
Po śniadaniu wyruszamy naszym busem do Fezu autostradą (ok 450km) . Będziemy około 14.00.  Zakwaterowanie w najstarszej części miasta w El-Bali w pięknie w wykonanym domu marokańskim z patio i typową mozaiką, czyli w riadzie. Jednym okiem jest dach. Na dachu jest taras gdzie pijemy herbatkę z widokiem na cała medynę ( starówkę). Spacer po medynie, wjazd busem na mury obronne na zachód słońca.  Kolacja w riadzie. Wieczorem dla chętnych spacer po medynie

- Pada...
- Ano pada...
12 nosów zwieszonych na kwintę. Oczy śledzą rozpryskujące się krople deszczu po szybach naszego busa. 
- O! to góry Atlasu Średniego - zaczynam
- ale nic nie widać - taka mgła... - słyszę pomruki z tyłu 

Kilka godzin później w Fezie





3. Cały dzień w Fezie
 Czyli spacer po wąskich ulicach starówki El- Bali, pomiędzy osiołkami... ( zwiedzanie najważniejszych zabytków między innymi: dzielnice rzemieślników Fezkich ( spacer i podglądanie codziennego życia), spacer przy meczetach: Al-Karauine, meczet i mauzoleum Idrysa II ( innowiercy nie wchodzą w Maroku do meczetu). Przemieszczamy się po labiryncie 9 tyś uliczek tego starego miasta pełnych niespodzianek, pachnących ( różnie) bazarów. Przerwa na obiad.
Fez to też miasto dla kochających sztukę użytkową, znajdują się w nim największe w Maroku garbarnie, przędzalnie, farbiarnie. W miejscach gdzie wytwarzane jest najsłynniejsze feskie rękodzieło będzie też czas na zakupy. Kolacja. 

Jak Fez - to tradycja, jak nocleg to w riadzie. Poniżej przygotowania do śniadania w patio.




Co Fezyjczycy noszą na głowach? A co Mikolasz ? 



(...) a morał legendy medresy Bou Inania jest taki, iż nawet na skalanym, nieczystym  terenie - wysypisku śmieci - może zrodzić się dzieło sztuki. Taka jest siła miłości.





I jeszcze wizyta pod pałacem królewskim. W złotym tle...



Spacer po Fezie to podróż w przeszłość. Wśród niezliczonych niespodzianek, niesfotografowanych zapachów, tajemniczych zjawisk, mułów i osłów wędrowaliśmy cały dzień....  A wspomnienia ze spaceru mamy baaardzo kolorowe ;)




Wieczorem zaś, aby zburzyć Fezkie tradycje, zasiedliśmy do stołu z Faraonem w tle. I to było pierwsze spotkanie Jacka z Jegomościem / na razie nieświadome/. Niech to będzie tajemnica naszej wyprawy. 




ZAŁĄCZNIK DO DNIA TRZECIEGO - FEZ OCZAMI PIOTRA NOWAKA. ZAPRASZAM NA SPACER :) . Fotograf: Piotr, przewodnik: Martinitours 


(...) i będziemy wędrować po labiryncie ponad 9.000 tyś. uliczek, wąskich miejscami tak, że z trudem będziemy się przeciskać aby iść dalej. 




Kiedy będę krzyczeć "belek" - uwaga - na widok osła lub muła ( te zwierzęta dalej są głównym środkiem lokomocji w medynie) musimy szybko odskoczyć pod mur, gdyż razem się nie pomieścimy, a osioł - wierzcie mi - nie ustąpi. 




Wędrujemy po najstarszej części Fezu "El Bali". Wybudował ją syn założyciela arabskiej dynastii Idrysydów - Idrys II - miłośnik słodyczy. Do dzisiaj jest patronem miasta i ... cukierników. Został tu pochowany, a tam gdzie jego grób - skarbonka - wrzuć monetę, a Idrys II spełni twoje marzenie. 




Przy mauzoleum Idrysa II, znajdziecie nie tylko dewocjonalia ale i też kramy z tradycyjnymi słodyczami.  Na zdjęciu, pośród głów kobiecych ( modna Pani zmienia chusty jak rękawiczki) są pocięte w kolorowe batony słodkości - nugat - czyli orzechy w miodzie, orzechy w karmelu i takie tam inne słodkie i lepkie. 




Ta medyna po której wędrujemy - jak zauważyliście zapewne - jest podzielona na dzielnice. W każdej, mieszka jakiś krąg

 specjalistów, od zarania dziejów, z dziada pradziada trudni się nabytym fachem. A zawody są dziedziczone ... z ojca na syna..
To chodźmy pokaże Wam jak funkcjonuje wielki feski "supermarket". 



Znajdziesz tu wszystko .... w lutym sezon na truskawki w pełni! Są dwa takie duże "supermarkety" w Fez - El Bali. 




Fez, to miasto arabskie, targowanie, zakupy to nie zajęcie dla kobiet. Pomimo tego, iż zwyczaje obecnie się wymieszały, w dalszym ciągu, najczęściej możemy spotkać przy straganach takich dostojników jak ten na zdjęciu, szukających różnych smakołyków. A ten chce smalec / w pudełkach / czy gałązkę mięty ? :) 




A tu proszę, jeden z rzeźników! I móżdżek podany na tacy, i kiełbaski baranie, i serducha wołowe, i wątróbka a z prawej nóżki ( świetne do kuskus z ciecierzycą) ... mmm . Zobaczcie jak wszystko pięknie wyłożone! Na zielonej trawce :) 




Dzisiaj świeżutkie krewetki królewskie! 




A na deser na tych wielkich czarnych głowach - patelniach - kobiety smażą cienkie jak pergamin ciasto. Będą je nadziewać mięsem gołębim lub kurzym i serwować specjał feski: "pastilla" ... posypana grubo cukrem pudrem. 




I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znajdujemy się w kolejnej dzielnicy, tym razem kotlarzy i sprzedawców takich cacek jak: dzbanki do herbaty, tace, misy, pojemniki i wiele innych. Wszystkie z brązu, alpaki i innych metali.



Zmęczeni? Chodźmy na herbatkę a i jednym okiem możecie zajrzeć, jak wyglądał największy w XII wieku "funduk" czyli hotel dla ludzi i wielbłądów. Obecnie muzeum. Przypominam, iż Fez znajdował się na ważnym szlaku karawan. 
Witajcie na placu Nejjarine! 



Sacrum czy profanum? Meczet Karaouine. Niewierny zagląda do środka na wielki dziedziniec, mogący pomieścić 20 tyś wiernych ( !) stojąc w drzwiach. Strażnicy, nie tylko pilnują kto "swój" a kto "obcy" ale też chętnie pracują jako fotografowie. 
Foto?! Foto? Pytają. I już mają nasze aparaty w rękach, my za drzwiami oni wewnątrz.
Pstryk! Pstryk! Ile? Co łaska...



Hmmm... nasza foto - relacja z Fezu oczami Piotra zbliża się do końca. Nie muszę dodawać iż jest to tylko namiastka  mały wycinek z tego co było... zachęta. Zdjęć w tym mieście arabskim, każdy z nas porobił więcej niż tych uliczek w medynie... ;)
Gdy zapadł zmierz, nadszedł czas ( a ponoć był to najlepszy) aby udać się pod bramy pałacu królewskiego. Czyli w XIV wiek, pod El Jdid. Granat i złoto... czyż nie pięknie... ? 




Dzień 4 - Fez - Góry Atlasu Średniego ( kurort w Ifran) - Midelt ok. 200 km. Dzień w górach. Ubieramy się ciepło, zakładamy czapki, rękawiczki i okulary przeciwsłoneczne! Czyli kierujemy się w stronę Sahary :) 

Jedziemy do Ifran! ( W okolicy król jeździ na nartach :) ). A takie były widoki... zielone wzgórza Afryki.



- Słuchaj - mówi do mnie Wielki Brat - jest taka sprawa...W Ifran na transport do Midelt czeka moja kuzynka Hadija, była impreza rodzinna.. wiesz urodziło się dziecko..możemy ją zabrać?
- Jasne! - będzie wesoło - odpowiadam. I tak Hadija towarzyszyła nam w podróży, wprawdzie była w domu kilka godzin później niż gdyby jechała lokalnym transportem, ale z jej uśmiechniętej miny wywnioskowaliśmy iż długo będzie wspominać naszą grupę i foto - stopy. Ubrana w elegancką różową galabiją ( jak przystało na kobietę) z kontrastującą zieloną chustą na głowie i śmiałym makijażem, nieźle się prezentowała na tel naszych zimowych kurtek.  Egzotyczna integracja :) 



Hadija i jej pierwszy foto - stop. :) 

- Jedźmy do lasów cedrowych - powiedziałam - rosną tylko tu, w Atlasie Średnim.



I chwilę później mieliśmy bliskie spotkanie z dziko żyjącymi w tych lasach cedrowych małpkami. To Makaki Magoty, są pod ochroną. Urządziliśmy więc foto - safari! 
I jedziemy dalej.
- Zobaczcie śnieg w Afryce!


Wysokość ok. 2 tyś. m.n.p.m.
A potem prawie do samego Midelt towarzyszyły nam takie zimowo- wiosenne krajobrazy  Na przemian,  raz śnieg raz zielona trawka.



Osiołek ( na wypasie)  chrupał chleb z rąk Moni a my mieliśmy wytrwałego modela :) 



Osiołkowi w żłoby dano, to teraz przyszła kolej na nas. Powoli zbliżamy się do wioski rzeźników. Nie będzie problemu z wyborem ... :) 




W oczekiwaniu na: grillowaną keftę jagnięcą ( mielone kotlety), kotlety jagnięce, wątróbkę wołową grillowaną, tagine z kruczka ( dla Hadiji)  i.. zupę :) Popijamy herbatkę z piołunem! 



A wieczorem, już w hotelu, razem z Berberami Atlasu Średniego, odtańczyliśmy z przytupem wywijanego ( marokański taniec ludowy ) :) 



Dzień 5. Midelt - dolina rzeki Zizz ( kanion z oazami w środku) kazby i ksary - Błękitne Źródła - Erfoud - Erg Chebii 

Budzik pokazał 4.15 rano... ciemno... wszędzie... cały hotel śpi, za wyjątkiem paru błąkających się duszyczek. To my! To my - witają mnie moi turyści. Jest kawa? - przecieram oczy. Tak!Tak! i nawet śniadanie. Nie do wiary ... mruczę pod nosem, a jednak moje wczorajsze godzinne negocjacje nie poszły na marne. Szef restauracji dotrzymał słowa i wyjedziemy na wschód słońca i pełnymi brzuchami. 



5.45. Wielki Brat prowadzi nas w skupieniu. 
Parę kilometrów dalej...
Jest! Wstaje! 



Najpierw nieśmiało podkreśla kontury, aby za chwilę uderzyć w ośnieżone szczyty Atlasu purpurą...









Radują się serca, radują się dusze, pora więc dalej w drogę ruszać ;)
A przed nami nie lada atrakcje... ciągnące się 80 km oazy, wioski z gliny ksary i domy kazby. Świat z bajki.



Zatrzymajmy się w tej wiosce- słyszę głos z tyłu busa. 
Ok - foto - stop.

Arfa - wieś jak wiele innych na tej trasie. Parę domów z gliny, meczet, grobowiec marabuta i cmentarz. Niby nic się nie dzieje. Cisza. 


 Każdy z nas poszedł w swoją stronę. Mierząc kadr przez obiektyw, szukając tego najlepszego ujęcia. Po drugiej stronie ulicy, przy meczecie obserwowały nas trzy kobiety. Stały pod murem.
Podejść czy nie? – Zapytałam samą siebie. Rozejrzałam się dookoła, współtowarzysze podróży zniknęli wśród zakamarków wioski. Hmm… w końcu jestem gościem, wypada się przywitać
- Salam alejkum - powiedziałam
- Alejkum salam – usłyszałam zgodny chór w odpowiedzi
Zmierzyłyśmy siebie wzrokiem. 
Jedna była z wąsem i szparami pomiędzy zębami. Kiedy śmiała się, a robiła to często, pokazywała je wszystkie.
Druga w czarnej chuście, poważna, spokojna
Trzecia, najstarsza z nich wszystkich, na oko jakieś 80 lat, podrygiwała w wesołych ruchach. Siwe włosy zabarwione henną, niesfornie wystawały jej spod kolorowej chusty. Hej! Klepie mnie po plecach. Skąd się wzięłaś?
I zaczęło się.  4 Kobiety i wesoła dyskusja.
- A męża masz?
- A Wy? – Zapytałam
- Ja mam – wykrzyknęła czarna
Z wąsikiem posmutniała – ja nie…
Najstarsza spojrzała na nas wesołym wzrokiem i zaczęłam mnie ciągnąć za rękę
- Choć na herbatę!
Po chwili – już w busie – wymienialiśmy doświadczenia z naszego foto – stopu w Arfa. Oczy się śmiały a dusze radowały!
- I wiecie, co!? Zapytał nas czy chcemy wejść do domu! I obejrzeliśmy wszystko. I dał nam orzeszki i nalał herbaty!
Uśmiechnęłam się do siebie. I tak to dwa światy spotkały się w jednej małej wiosce. I wspomnienia zostały zapisane.


 Pora na herbatkę! W kawiarence, na trasie zdjęć z filmu " Pod osłoną nieba" z widokiem na oazy i koryto rzeki Zizz. Zrobiło się romantycznie... i gorąco. 

To dla "ochłody" jedźmy do wód! I to nie byle jakich! Błękitnych ;) ps. nic więcej nie powiem.



Spacerując po oazie poczuliśmy gorący wpływ Sahary...
Jedziemy?! jasne! :)

Zanim zaczniemy się zagłębiać w piaski Sahary, zatrzymajmy się w Efroud i zjedzmy tradycyjnie jakąś kurę z rożna :) - proponuję
ps. jeśli chodzi o kury ( nie kurczaki, proszę nie mylić) to jest potrawa, którą najczęściej można dostać w jadłodajniach na terach subsaharyjskich. Dlatego, śmieję się, iż jak jestem na pustyni to zaczynem wędrówkę kulinarną: " szlakiem kury". Oczywiście, w domach je się bardziej urozmaicone potrawy.


Z pełnymi brzuchami, marzmy o tym, aby wyłożyć się na kolorowych ( piach przyjmuje różne barwy) i ciepłych wydmach Ergu Chebii.
- Hej grupo moja - zawołałam -  nie możemy tak jechać na Saharę w polarach! Ubierzmy się elegancko jak przystało na ludzi pustyni, którymi teraz przez dwa dni będziemy :)



Zanim noc porwała nas w swoje objęcia, po kolacji, zasiedliśmy do bębnów ( co niektórzy oczywiście:) ), bo reszta przy stołach.
I nauka gry była, i tańce i śpiewy :)


Dzień 6. W piaskach Sahary... 
Po śniadaniu mamy do dyspozycji samochody terenowe, którymi udamy się na poszukiwane ładnych kadrów po okolicy ( off road).  Lunch. Powrót do oberży i około 16.30 wyruszamy karawaną do oazy na nocleg.
Kolacja, gwiazdy i romantyczna atmosfera oraz lokalne tańce przy ognisku i muzyce nomadów. Wschód i zachód słońca.
Uwaga, podkreślam, iż śpimy na pustyni, w namiotach, czyli nie ma wody ani innych cywilizowanych wygód, jest dość chłodno, około 10 C w nocy.

DYGRESJA " Ludzie mają pytania (...) na te wielbłądy to my się zabieramy z bagażami (i sprzętem foto),czy,też jest możliwość,że te osoby co nie chcą dostaną się na miejsce inaczej (Toyoty)?
Czy też ta wycieczka na wielbłądach jest w pętli i nie mamy na wielbłądy brać bagaży, a ci, co nie chcą zostaną na miejscu startu/mety?
Odp: ·
Wielbłądy:
cała frajda polega na przejażdżce do oazy, to nie są jakieś komercyjne wyprawy wręcz przeciwnie, A wielbłądy są niskie i to są dromadery, proszę ich nie porównywać do 2 garbnych i nie śmierdzą.
Tak można zrezygnować, ktoś, kto ma na nich jechać na siłę to lepiej, aby 
szedł za karawaną na piechotę.

Komu w drogę temu czas! L.R. Defender i Toyota wiodły nas po bezdroża. Skacząc tu i ówdzie :)


Aż dotarliśmy do oazy koło Hassilabied.


Czyszczenie kanałów to podstawa jeśli chodzi i porządek w oazie.


A pod palmą chłopaki "przyłapali" naszego Józka i zaczęła się foto - sesja :)


Głodni? - zapytałam
Mhmmm - dobiegło do mnie w odpowiedzi
To chodźmy do wsi na obiad. A jeść będziemy w domu u.... Józka ( Youssuf). Chleb siostra upiekła, mama obiad zrobiła, idziemy!
- Hura! :)



Pokażę Wam piec chlebowy, jest kilka na wioskę, mieszkańcy sami utrzymują takie piece. Dbają o nie, naprawiają ...


Dom Youssufa mieści się w samym środku wsi, zbudowany cały z materiału który zwie się z francuskiego "pise" czyli glina, jakiej wszędzie pełno, słoma, wapno. Dom z patio w środku, gdzie rodzice Youssufa mają mini ogródek, stolik z parę krzesełek. Przyjemne miejsce. Od niedana mają bieżącą wodę i prąd.
- No to moi drodzy, ściągamy buty i wchodzimy do salonu gościnnego.


Na powitanie zgodzie z tradycją herbatka, wprawdzie to gospodarz powinien serwować, ale dostałam pozwolenie ... :)


do herbatki różne smakołyki :) ale przed jedzeniem trzeba umyć ręce!


No to smacznego :)



Kilka godzin później.
A czapki macie? - pytam
Taaak...
A grube dresy do spania, skarpetki, wodę na drogę....
Taaaak - odpowiadają znużeni moimi pytaniami
Dobrze, czyli to co niepotrzebne zastawiamy w oberży i wsiadamy na nasze pustynne rumaki i dalej! Do oazy!


I tak poznaliśmy Miluda, kolejną ciekawą postać podczas podróży.Ubrany jak człowiek Sahary: niebieski turban i błękitna odświętna ganodra. Pięknie kontrastował na naszych fotografiach z żółtym piachem:).  Był kierownikiem wielbłądów. Idzie na czele karawany.


Droga była górzysta, niektóre podejścia strome, trzeba się było wspinać. A kolory i światło tak piękne że aż nierealne,  jakbyśmy się przenieśli gdzieś do jakiejś baśni... i czarodziejka chcąc nas omamić i skusić abyśmy zostali dłużej bawiła się tymi barwami...




I już... za górek paru wyłoniło się nasze obozowisko i oaza z nomadami  którzy też postanowili na jakiś czas się tu osiedlić.

Szanowni Państwo, oto nasz hotel pod niebem 1000 gwiazd :)


Zaznaczamy teren :)


I kto żyw biegnie na jak największy czubek wydmy aby kontemplować to co się będzie działo na niebie ...


-Miau... miau... słyszę ciche pomiaukiwanie...
kot? otwieram oczy ... ciemno... 5.30... zamykam oczy.
Po chwili głośniej: MIAU!
No dobra, zmarznięty kot po nocnych łowach szuka miejsca na spoczynek,  pora wstawać.
Wracamy do oberży na śniadanie i kąpiel :)



Dzień 7 Merzuga – (wydmy Chebii) – Dades, czyli z powrotem w stronę gór Atlasu. Około 200 km
(...) po śniadaniu wyruszamy w stronę wąwozu Dades, który jest intensywnie czerwony / taka jest ziemia wokół/ Zanany z ciekawych formacji skalnych. Śpimy w tradycyjnym niewielkim hoteliku prowadzonym przez rodzinę marokańską. Przyjazna atmosfera i znakomita kuchnia.  Kolacja ( kuskus po góralsku).  


Wyjeżdżając z Rissani, przekroczyliśmy góry Sahgro, zanurzyliśmy palce w rzece w wąwozie Todra i na zachód słońca, czyli wtedy kiedy skały przybierają kolor purpury dojechaliśmy do wąwozu Dades.



marca, dzień 8. Dades – Kellat Mguna – Skoura – Ait Ben Haddou. Około 250 km

Dades to idealne miejsce to łapania światła w obiektyw. Szczególnie zachód i wschód, kolory!!!! Bardzo intensywne kolory.
Tak, że kolorowy dzień się szykuje, mijajmy oazy w Skoura i jedziemy do słynnego Ait Ben Haddou. Na zachód słońc! Ksar z gliny! Miejsce dla rycerzy! Urok docenili filmowcy ( Gladiator, Książe Persji i inne).