Recent Posts

piątek, 5 sierpnia 2016

"Souk" czyli targ


Souk czyli targ!

Raz w tygodniu w dzień targowy takie słyszy się „rozmowy”:
Arra! Arra!- - krzyczy poganiacz osiołka, obładowanego workami z towarem.
Mia rial Mia rial! - zachwala taniość swego towaru mężczyzna w niebieskim turbanie
Tmaaaaar! Tmaaar!!!!!!! - dmie ile sił w pucach ten w białej sukience ( mężczyzna oczywiście) pokazując na kartony wypełnione soczystymi daktylami.





Zapachy mieszają się z krzykiem, krzyk dociera do uszu steki mężczyzn spacerujących po tym targowisku, kupujących, sprzedających, plotkujących. Miejsce przypomina ul, tyle że nie ma w nim pszczół a mężczyźni.
Każdy mężczyzna jest elegancko ubrany, przeważnie na biało. W końcu souk jest tylko raz w tygodniu.
Toteż podziwiam ich długie do ziemi „gandory”, letnie „dżelaby” z kapturem, elegancko zawiązane turbany lub zwoje materiału na głowie.
Weszłam w ten męski świat burząc ich spokój i porządek, odwieczne tradycje.
Patrzą na mnie tymi dzikimi oczami, na ich twarzach wyżłobionych przez emocje widzę niepokój.

KOBIETA! Na zakupy wybrała się kobieta!









czwartek, 28 lipca 2016

Lato w Maroku





Kolory latem są lekkie, wręcz „przeźroczyste” jak szyfonowa sukienka, obrazy są drgające, lekko drżące jak ręka starszej osoby, ziemia jest parująca i buchając żarem jak stara lokomotywa Jana Brzechwy.
Uch - jak gorąco! Puff - jak gorąco! Uff - jak gorąco!
Żar!
Toniemy w słońcu na pustyni...

Spokój tych beżowych barw, jasno rudych i lekko pożółkłych powoduje, że zastygamy w bezruchu, chroniąc się w cieniu palmy przed tym skwarem.
Nawet much nie ma, to nie ich pora. Tylko pojedyncze pojawiają się wcześnie rano i jak budzik brzęczą za uszami, że pora wstawać, potem długo, długo nic...bo jak można mówić o muchach w liczbie pojedynczej ?
Nadciągną jesienią.




Lato w Maroku kroczy dostojnie jak napotkane stado wielbłądów na Saharze, jest pewne siebie, wręcz nieugięte w swych temperaturach.
To mamiące słońce ...Niby lekkie całe białe ale pali.
Wstaje co rano zza wydm i z czasem obleka się w ten  biały szyfon, nie ma go a jest.
43 w zenicie, 28 w nocy.
W tym świetle wszyscy wydają się starsi niż są w rzeczywistości a przedmioty bardziej zniszczone.
Ziemia spękana, jak pięty przynoszącego mi herbatę Saharyjczyka.
Spalone trawy, wyschnięte krzewy.








Jest jednak coś w tym letnim wyschniętym krajobrazie, co burzy ład. Kolor niebieski
Właśnie tak dla kontrastu powiewają jak flagi życia, niebieskie ubrania poganiaczy wielbłądów..turbany trzepoczą na wietrze niby wstęga wody...Kolor życia...
Kolejna fatamorgana o tej porze roku.



poniedziałek, 6 czerwca 2016

Ramadan w Maroku 2016 A.D.

„Des salees specialement pour le Ramadan”  




Pierwszy czerwca, Dzień Dziecka, w Maroku jak i w przypadku wielu innych świąt z „zachodu, jest to święto nieznane. Nie żeby dzieciom się jakaś krzywda działa, absolutnie, ale nie wyróżnia się tego dnia spośród innych w roku, kiedy dzieci albo są po prostu beztroskimi dziećmi, albo małymi dorosłymi, albo rozpuszczonymi bachorami. Jak wszędzie.

Kiedy rozpocznie się Ramadan ? - pytam wszystkich znajomych Marokańczyków – bo to jest dużo bardziej absorbujące święto, w pewnym sensie też międzynarodowe, bo o religiach zawsze głośno.

„Ramadan”, tak jak i „Boże Narodzenie” wkrada się w każdy zakątek globu swymi „gadżetami” ( renifery z mikołajami docierają też do Maroka) tak i Ramadan otwiera coraz więcej drzwi wchodząc do skrzynek pocztowych ze specjalnymi ofertami co i za ile zjeść, najlepiej w pakietach
„Des salees specialement pour le Ramadan” - hasło miesiąca!

Jak i w innych religiach, ostatnio w naszych czasach, tak i w Islamie, zapomina się po co są te święta, i co się ma święcić, za to pamięta się aby dobrze oczyścić portfele. Bo dusze zazwyczaj zostają nietknięte, a mam wrażanie, że są bardziej umorusane poczuciem winy. Gdyż każdy z wierzących wie, że bawi się w coś, co wszyscy, ma przyzwolenie większości, choć podświadomie wie, że to chyba nie tak , jednak to robi. Przywódcy stada, owszem nie ma, nikt go nie widział, ale jest reklama, nadaje się na zastępnik? Jak widać w 100 %. Jeden z wszystkich, wszyscy za jednego!

Co to jest Ramadan – przypomnę tym co nie pamiętają lub nie wiedzą, tym bardziej iż słyszę od „specjalistów” innowierców, że Ramadan to post.
Że: „ONI tylko jedzą i piją jak Allah nie widzi”.
Zawsze mam ochotę powiedzieć wówczas: spójrz kolego na siebie. Ale po co to mówić?
Reklama, nagonka mediów zrobiła swoje, toteż nie można się dziwić że ostatnio święta religijne kojarzą się z zakupami. Zabawki pod choinkę, kurczaczki do koszyczka. A sens? Ej tam, ulotnił się jak zarobki z konta.
Dlaczego by nie reklamować że Ramadan jest to święto związane z jedzeniem. Upss. Raczej powinnam napisać niejedzeniem. No właśnie i o co to chodzi? Czy wszystko ma kręcić się wokół stołu?
Owszem Ramadan to w pewnym sensie czas postu, ale jakiego! Jest to wyrzeczenie się wszelakich uciech życia ( krótko mówiąc) przez cały dzień. Od wschodu do zachodu słońca, należy prowadzić tylko dialog z Bogiem.
Przez cały miesiąc. A przede wszystkim przypomnieć sobie, że jest się wspólnota „ummą” toteż warto sięgnąć po Koran, kiedy robią to wszyscy, głosić słowo Boże i zapomnieć o całym świecie, za dnia. A że człowiek jest tylko człowiekiem, i na szczęście jest taki moment, kiedy można zasiąść do stołu z cała rodziną, pomóc tym którzy jej nie mają, czy też np. zapalić papierosa.
„ Ramadan” to dziewiąty miesiąc w kalendarzu księżycowym, zwany „gorejącym”. To w tych dniach Anioł Gabriel zaczął przekazywać słowa Boże Prorokowi. I słowo „ramadan” to nie żaden post. :)
Post to „sawm” i pierwsi którzy tworzyli „umme” jeszcze za życia Mahomeda, robili go aby uczyć ucieczkę Żydów z Egiptu, pierwszy muzułmański post nakładał się więc na święto żydowskie Kiepur i robili go razem i żydzi i muzułmanie.

Tym bardziej iż „post” był czymś całkowicie obcym ludziom pustyni, beduinom, nomadom, gdyż byłoby to totalnym absurdem nie jeść i nie pić w klimacie pustynnym.
Toteż Prorok Mohamed za swego życia rozpoczął go wraz z powrotem do Medyny, a potem „przeniósł” na czas najważniejszy, kiedy to nastąpiło zesłanie słów Bożych czyli „Kuran”.
„Jest Wam przypisany post, tak jak został przypisany tym którzy byli przed Wami” ( II,183)





Ramadan w tym roku położył na mej duszy piętna, zaciska je coraz bardziej.
Od kilku dni zasypiam i budzę się z myślą czy to już. Zaczynam pobadać w histerię. Chcę zawczasu nagotować harriy ( odświętna zupa), napiec placków, jakby miała być wojna lub po prostu potem będzie za późno. Zaczynam sprzątać bo nie wiem cz w Ramadanie będzie okazja, chcę już kupić pamiątki dla znajomych w Pl, bo jak mi wszystko w tym Ramadanie zamkną, chcę wyjechać ale nie mogę bo co będzie jak nie zdążę wrócić..

Dzisiaj wyczytałam w gazecie iż zgodnie z obserwacjami astrologów Ramadan w Maroku rozpoczyna się 7 czerwca..Czyli jeszcze 2 dni. Może jednak uda nam się wyjechać na wakacje przed?

- Która godzina? - pytam znajomego Marokańczyka
- Już po 12.00 - odpowiada patrząc na swój nowy telefon komórkowy
- No co Ty, u mnie jest inna, czyżby już czas się zmienił na „ramadanowy”? ( W Maroku zmieniają czas z letniego na zimowy specjalnie na Ramadan)
  • Która godzina? -  dzwonię do znajomej Polki – zawsze dobrze poinformowanej
  • Po 13.00, słuchaj im się komórki same poprzestawiały a czas zmieniają dopiero dzisiaj w nocy!
  • Wiesz co masz złą godzinę – mówię do znajomego – czas zmienia się dopiero jutro – informuję dumna
  • Nieprawda – w gazecie pisali że dzisiaj - ucina krótko 



Następnego dnia, uczona od dziecka, iż kto pyta nie błądzi – (to znaczy obowiązuje to powiedzenie chyba wszędzie ale nie w Maroku, bo właśnie im więcej pytasz tym bardziej błądzisz, w szczególności kiedy pytasz o drogę.) pytam ponownie: która jest dzisiaj godzina ? - znajomych z Polski pracujących akurat w Maroku .
Ano zmieniła się - odpowiadają – ale ja np. pracuje według starego czasu, ale wiesz co się stało? Jak zazwyczaj Marokańczycy nie zmieniają czasu ze starego na nowy przez kilka dni aby się powoli przystosować – tak teraz przed Ramadanem wszyscy zmienili..wiesz jakie miałam problemy!?




Szósty czerwiec.
Otwieram oczy i pędzę do okna, niby to nie dzisiaj ale kto ich tam wie, wczoraj np. chciałam wyrzuć usychającą natkę kolendry, ale usłyszałam, nie wolno! To będzie do harriry! Z tym, że zanim nadejdzie Ramadan to ona już zdąży wyschnąć na wiór..

Ryk klaksonów i huk silników zdezelowanych samochodów, ryk borujących po asfalcie motorowerów, uświadomił mi że to chyba jednak nie dzisiaj. Nie w Maroku.

Od wczoraj jednak nie mogę wejść na dach z praniem, bo zjechali się na „Ramadan” wszyscy Ci marokańscy biznesmeni, co to kupują mieszkania aby w nich mieszkać kiedy jest dobra okazja, np. teraz: Agadir, chłodna bryza znad Atlantyku, nie ma lepszego miejsca na obchodzenie Ramadanu.
Nie dość, że nie mogę wejść na dach bo pranie suszy się wszędzie, to jeszcze horda dzieciaków goni od rana do nocy po klatce, a rodzice w tym czasie „wietrzą” pokoje, gdyż drzwi do ich domów nigdy nie są zamknięte.
Nie mogę zebrać myśli. A mam ich tysiące.
Może powinnam się jednak wyspać, bo od jutra będzie to trudne?
A może powinnam jednak wyprać ten dywan i poprosić sąsiadów o ten kawałek dachu?
A obiecany piknik nad Atlantykiem? Jak nie dzisiaj to kiedy? Za miesiąc..
Jestem w panice.






czwartek, 4 lutego 2016

Warszaty kulinarne czyli odkrywamy smaki Maroka ...

...tam gdzie diabeł mówi dobranoc


Wyprawa dwudniowa z noclegiem pod namiotami w górach Anty Atlasu, niedaleko fortyfikacji wybudowanej dla legii cudzoziemskiej. Miejsce tajemnicze, ukryte w górach porośniętych tylko kaktusami. Jedyne ślady życie jakie tam widać, to pola opuncji sadzonej ręką człowieka ( ale człowieka nie ma ) i mysie nory w suchej ziemi.
Ok, czasami drogę przebiegnie lisek :)

Udział w wyprawie wzięli:
- Hanka - 11 letnia znawczyni i "smakoszka" kuchni całego świata.
- Ojciec Hanki - okrywa świat kuchni przed Hanką jak piękny album. Na wyprawie pełni rolę głównego fotografa 
- Hakim - mistrz ceremonii m.in gotowania w nocy przy latarce :)
- Ja - Martinioturs


Zaczęło się tak:
"Pani Martyno, zależy mi na tym gotowania bo moja córcia i jest miłośniczką
sztuki kulinarnej i chętnie sama gotuje. Ten wyjazd do Maroka, to dla niej nagroda, a założenie nagrody było takie, że za dobre stopnie pojedziemy gdzieś, gdzie będzie egzotycznie a
przede wszystkim smacznie;) "
(...)
"Pani Martyno
wszystkie propozycje wyglądają naprawdę fajnie i jestem przekonany, że z jakiejś skorzystamy . Proponuję jednak, tak jak Pani sugerowała, abyśmy spotkali się w piątek 29.01. i ustalili wszystko na miejscu. Hania pewnie będzie chciała Pani posłuchać i popytać o szczegóły imprez i potem wspólnie ustalimy gdzie i kiedy."

Piątkowy wieczór, Agadir 2016
- Mam dla Was taką propozycję, abyśmy połączyli warsztaty kulinarne z wycieczką po okolicy ale po mało turystycznych trasach Maroka... Hania bedzie miała okazję poznać smaki okolic :)
Aha, tylko zabierzcie ciepłe rzeczy ze sobą bo nocleg bedzie pod namiotami, na pustkowiu w górach.

Trzy dni później:
Ekwipunek:
- Toyota zapakowana po sufit ( kosze piknikowe, gliniane garnki, ruszt do smażenia sardynek, nóż do siekania kozy, przyprawy, talerze ( choć zazwyczaj to zbędny balast), maty do siedzenia, obrusy na ziemie marokańska i parę innych :) )

Gdzie jedziecie?  Zdają się pytać osły stojące na byłej trasie Paryż - Dakar.


Wyruszamy po przygodę! - piaszczystą drogą, wzdłuż falującego Atlantyku, zmierzamy na małą przerwę i naukę parzenia herbaty po marokańsku.
A gdzie? Do jaskiń rybaków wydrążonych w wysokim klifie!


W zależności o regionu Maroka i pory roku, taka herbata - dzisiaj serwujemy taką na rozgrzewkę :)! 





Spieniona, słodka i mocna ! Rytuał parzenia herbaty trwa tyle, na ile pozwolą goście...
- Baraka! - mówię - Wystarczy - jedziemy dalej, oglądać co rybacy wyciągają z otchłani Oceanu.
W tym rejonie, łowią głównie tradycyjnie, wypływając na Atlantyk małymi łódkami...


Kiedy słońce przekracza Zenit, człowiekowi zazwyczaj burczy w brzuchu. Ale alby zjeść obiad, najpierw trzeba go "upolować". Idziemy więc z nadzieją że się uda, na tradycyjny targ ( souk) .
Dzisiaj bedą rybki ( Bo jak Atlantyk, to korzystajmy :) )




Szef kuchni surowym okiem mierzy rybę :)


Jeszcze oliwki w różnej postaci ...


i przyprawy ...


Mamy wszystko. Jedźmy na plażę!
W oczekiwaniu ...
i efekt finalny :)



***
Droga zwęża się coraz bardziej i jej wąski pasek prowadzi nas w górzysty i półpustynny marokański świat. Surowe warunki adaptacyjne, brak prądu, brak słodkiej wody ...życie dla wytrwałych ) .




O! zobaczcie świstaki! - bo na trasie spotkamy ich więcej niż ludzi



I jeszcze lisek pomachała nam rudą kitką :)


Jak sięgnąć wzrokiem, nic tylko góry i kaktusy...Słońce chyli się ku zachodowi, jeszcze tylko przejdziemy przez rzekę ...



I już widać stary fort, a za fortem nasze obozowisko :)



Pora na kolację :)
Szef Kuchni - Hakim - serwuje dzisiaj kozę z cebulą i orientalnym przyprawami duszoną w glinianym garnku "tajine".







A gdy nadeszła noc, i niebo oblekło pierzynę pełną gwiazd, pijąc herbatkę, mocną jak nasze tymczasowe życie na pustyni, wypowiadaliśmy w myślach marzenia czekając, aż któraś z tych gwiazd spadnie ...




****

Ranek przywitał nas bardzo rześki ... jak to w górach.
Słońce trochę zaspane, wybierało kolorowe sukienki na naszych oczach, wstając długo zza pagórków Atlasu. Pora ruszać w drogę powrotną!




Do zbaczanie na szlaku!
Martinitours & Kompany :)