Recent Posts

poniedziałek, 20 lutego 2012

Smaki Maroka - warsztaty kulinarne



Harisa! Harria! Tagine! I wiele innych okrzyków zachwytu nad smakami Maroka, towarzyszyło nam podczas 10 dniowej wyprawy kulinarnej po tym kraju. Celem, było poznanie Maroka wszystkimi zmysłami. Nasze kubki smakowe "piały" z radości, kiedy serwowałyśmy im codziennie inne dania. Dowiedziałyśmy się jak bogata jest marokańska kuchnia. Ale nie tylko, gdyż podczas warsztatów kulinarnych, docierałyśmy do różnych miejsc, zwiedzałyśmy, poznawałyśmy tubylców, wypowiadałyśmy marzenia, a przede wszystkim świetnie się bawiłyśmy! 


"Szkoła gotowania " Martinitours odbyła się w kwietniu 2011, poniżej parę obrazów / niestety bez zapachów/ w celu reminiscencji z podróży.


Fez! Pierwsza stolica Maroka i najstarsze miasto znane z arabskiej medyny / starówki/ złożonej z ponad 9 tyś. uliczek. Czas w tym labiryncie zatrzymał się w średniowieczu, udajmy się zobaczyć czy tak jest. :)  Będziemy w tej medynie mieszkać dwa dni i poznawać wszystkie smaki kuchni Fezkiej - arystokratycznej kuchni - gdyż  dania w Fezie są najbardziej wykwitnie przyrządzane .



Pierwszy kontakt w Fezie z tutejsza kulturą to spotkanie z mułami - przed murami miasta - będą nieść na grzbiecie nasz bagaż do Riadu / hotel/.  Muły w medynie tak pracują, są takim samochodem dostawczym, gdyż ten z koleji nie zmieści się  w żadnej uliczce.



Tak! To prawda :) fezyjczycy hodują gołębie, można je kupić w wielu miejscach w medynie. Robią z nich nie rosół ale niejaką  "pastije"... o której, będzie w naszych dalszych odsłonach kulinarnych



a tymczasem... naszą podróż po Fezie zaczynamy od solidnego śniadania w riadze, w którym śpimy. Riad to tradycyjny dom z patio wewnątrz i tarasem na dachu, ozdobiony ręcznie wykonaną mozaika i innymi elementami, które pokazują nam sztukę fezką .


Naszą przygodę kulinarną w Fezie zacznijmy od spaceru po "souk " targu . A tam, w stosach poukładane same smakołyki, wybieramy , oglądamy i podpatrujemy jak mieszkańcy robią zakupy :)



Na straganach kolory i zapachy otaczają nas w nadmiarze, iż kręci się w głowie, no może w tej wielbłądziej już nie, gdyż takie tez można znaleźć u rzeźników. To znak. iż tu można kupić mięso wielbłądzie, które od dawna było i jest w Maroku rarytasem i tylko na specjalne zamówienie można skosztować "tagine" z wielbłąda. 




Tajemnica smaku kuchni marokańskiej tkwi w ziołach... można je kupić prawie wszędzie... suszone bądź świeże. Mięta, szałwia, rozmaryn, rumianek, tymianek.....




A tu, obiecana wcześniej "pastija". Tort z ciasta cienkiego jak pergamin, które smaży się na wielkich patelniach. Przekłada się te cienkie płaty mięsem gołębim, duszonym w orientalnych przyprawach / tajemnica kucharza :) / rodzynkach, przekłada tak, aby było mnóstwo warstw . Zapieka, a na koniec posypuje prażonymi migdałami.




Fez słynie z obfitości warzyw, owoców i przypraw dodawanych do potraw. Aby znaleźć źródło tego bogactwa należny ściągnąć  do historii.  Przez Fez przewinęło się wiele nacji.  Na Berberów w VIII w .n.e najechali Arabowie, którzy dodali nowe smaki do tutejszej kuchni takie jak: suszone owoce, orzechy, korzenne przyprawy. Byli jeszcze Żydzi ( do dzisiaj można zjeść ich znakomite koszerne dania w Maroku) , moryskowie z Hiszpanii którzy przywieźli ze sobą np. zwyczaj dodawania oliwy i oliwek do potraw. A Francuzi ? Na każdym roku znajdziemy bagietkę, a w domach popularnym deserem są naleśniki , wypieki z kruchego ciasta i oczywiście wino ( wprawdzie to rzymianie nauczyli Berberów je tłoczyć i przywieźli winne grono , ale zasługi przypisuje się kolonizatorom... ).  Jak widzicie, lista jest długa i nie zamknięta, dlatego  wspomniałam, iż fezka kuchnia to kuchnia wykwintna, arystokratyczna. Chyba najlepszym daniem, które pokażę nam ta mieszankę smaków, jest jagnięcina z suszonymi śliwkami, orientalnymi przyprawami i prażonymi migdałami, którą raczyłyśmy się podczas naszych warsztatów kulinarnych.


                                                                                         zdjęcie Marty W.

Wyruszamy, wzbogacone o nowe zapachy i smaki,  z Fezu w dalsza drogę, kierunek Sahara! Przeprawiamy się przez góry Atlasu Średniego, po drodze spotykamy niektórych mieszkańców tych gór jak małpy makaki, wąskonose, złodziejki jedzenia! :)




oraz liczymy barany :)




Gdzie zjeść najlepiej obiad będąc w trasie? U rzeźnika! Świeże rarytasy jak koźlina, jagnięcina wiszą i kuszą :)

Proszę "kefta" razy 10!



Pustynia ... zmniejsza się natężenie barw i zapachów wokół a zwiększa się potrzeba eksploatacji barw w nas... przeistaczamy się kobiety - motyle ... wypoczywamy, otaczamy się ciszą, słuchając śpiewu piasku unoszonego przez wiatr. Przed nami kolejne dwa dni i dwie noce tym razem wśród morza wydm i niebieskich mężczyzn :)




 Jak nie gotujemy to fotografujemy! Tu, na marokańskiej Saharze  możemy podejrzeć jak mieszkali władcy rejonu, kaid lub pasza, a były to nie lada rezydencje, całe z gliny, zdobione stiukami i mozaikami. 



Zabawa w kolory trwa, tym razem na "souku" materiałów owijanie w bawełnę!  



I jeszcze haik! 




i sandały nomadzkie 




A teraz tak wystrojone możemy iść na kawę, myślę iż Al Capone mógłby do nas dołączyć ;) 



 hmmm... nic dodać nić ując


Aby nie wyjść z wprawy urządzamy pieczenie pizzy berberyjskiej na pustyni:)  kobiety wyrabiają ciasto, każdy głowi się co będzie w środku a mężczyźni rozpalają ognisko, oj dzieje się! Mamy tez spory zespół fotoreporterów :)

zdjęcie Marty.W.
         
Placki już "nadziane"




chrupiąca skórka, dobrze wypieczona :)

                                                                                          zdjęcie Marty.W.



 Otaczają, otulają nas wydmy Chebii... chcemy się w nie zanurzyć głębiej, wyruszamy wiec karawana aby zostać w oazie na noc. Tylko my, piach i kołderka z gwiazd. 





Na pustyni żyją ryby dwudyszne, które czasami , w ekstremalnych sytuacjach są zjadane przez tubylców, my nie ryzykujemy,robimy sesję zdjęciowa i puszczamy rybę wolno w odmęty piachu... 
 





Zbliża się noc pod gwiazdami... słonko układa się do snu...




Z pustyni ruszamy w stronę oaz ... po drodze pałaszując omlet berberyjski ( najlepszy w N'Kob) , przekraczamy słoną rzekę w Ait Ben Haddou



Przeprawiamy się przez Atlas Wysoki aby dostać się do malinowego miasta, do Marrakeszu,  tam gdzie najsłynniejsi zaklinacze wężów, gdzie zapach miesza się z dźwiękiem, gdzie dźwięk uzupełnia kolor gdzie ... no właśnie... ten kto nie był nie wie :) 

ps. z Marrakeszu warto wyjechać  stąd  w czapeczce na głowie :) 


Nasza wyprawa kulinarna powoli dobiega końca, ostanie dwa dni spędzamy nad oceanem, biesiadujemy, plażujemy i odkrywamy jak smakują owoce morza, grillowane ryby kupione prosto od rybaków . Urządzamy piknik na plaży! 



morza szum....



Warsztaty kończą się w Casablance.... 





Walizki wypełnione "Smakami Maroka", zapachy , kolory długo będą nam towarzyszyć. Wspomnienia z wyprawy można było zobaczyć na wystawach zorganizowanych przez Panią Ewę Blaut m.in w restauracji "Pod Czaplą". 



ps. I pamiętaj nie spiesz się w podróży kulinarnej po Maroku, aby nie umknął Ci żaden zapach i smak.


"SMAKI MAROKA " Z MARTINITOURS

0 komentarze:

Prześlij komentarz